Polecany post

ABUJA LOCKDOWN: A LIVING HELL

We have  little or no  electricity suppl y here, no running water in the houses; w e don't have money to buy food any more... Read more ...

sobota, 25 kwietnia 2020

LEŚNE PACIERZE

Jestem w lesie. Siedzę właśnie na maleńkiej polance, na pniu ściętego drzewa i kontempluję tę ciszę, która gra mi w uszach tysiącem właściwych dla tego miejsca tonów. Myślę sobie, że melodia drzew i melodia fal morskich to dwie najpiękniejsze muzyki świata. Wlewają do duszy spokój, sprawiają że wszystko zwalnia. Trybiki w mojej głowie przestają się kręcić tak szybko…. Pozwalam sobie na chwilę nic-nie-robienia, moment tylko dla siebie. Kontempluję las, chłonę każdy szelest liścia, każde nawoływanie ptaka i tak bardzo się cieszę, że mogę tu być. To ulubiona pora mojego dnia podczas kwarantanny. Spacer leśnymi alejkami, a potem chwila refleksji tutaj, w miejscu gdzie nikt inny nie przychodzi. Modlitwy serca, które tęskni za życiem sprzed dwóch miesięcy, żadnej tam klepanki wyuczonych fraz, ale bezpośredniej rozmowy z Bogiem, wołania duszy, która nie potrafi milczeć. Mam wrażenie, że każde słowo, które wypowiadam w myślach jest zwielokrotniane szumem drzew, powtarzają je ptaki świergocące w oddali i rechocące żaby. Choć tych ostatnich jest już mniej, coraz rzadziej je słyszę.




Przez chwilę nie zastanawiam się nad tym, że za chwilę będę musiała wstać i wrócić do mojego domu z betonu, który ostatnio stał się więzieniem. Odsuwam od siebie gorzką refleksję, że cały świat zwariował i że za to wariactwo przyjdzie nam wszystkim zapłacić. Niechybny wzrost cen, bezrobocia, kryzys ekonomiczny i inne konsekwencje, które na pewno poniesiemy. Te wszystkie informacje, które zalewają teraz media i wwiercają się do mojego umysłu gdy tylko włączę wiadomości czy zaloguję się do portalu społecznościowego. Kasuję je teraz w swoim umyśle, jedną po drugiej. Delete, delete, delete i jeszcze raz delete….. 
Chcę mieć czysty umysł. Śpiew ptaków, szum drzew…. Ta cudowna melodia wiatru, która sprawia, że stres znika, potrafiąca ukoić serce zszargane od codziennych, zwykłych trosk. Tylko tutaj życie jest takie samo, jakie było przedtem. Ptaki i zwierzęta nie zmieniły swoich zwyczajów, słońce tak samo cedzi swe promienie przez szeleszczące na wietrze lekko już zazielenione gałęzie drzew. Gdy idę po ściółce zeszłorocznych opadłych liści, szeleszczą pod moimi stopami tak samo, jak zawsze. Zapominam na chwilę, że w świecie betonowych skupisk ludzi panuje teraz kwarantanna. Tutaj jest wiosna. Świat wraca do życia po bezśnieżnej zimie …
Co się stało ze światem? Jak do tego doszło? Nie planowałam tego na rok 2020. Ciągle mam wrażenie, że to wszystko mi się śni tylko…
Świetnie ogląda się thrillery, w których ludzi zamyka się w domach z powodu promieniowania, epidemii, zagrożenia bronią biologiczną. Siedzisz w napięciu i niemal autentycznie przeżywasz traumę razem z bohaterami, których dotyka klęska żywiołowa, choroba, czy inne nieszczęście. Ale gdy film się kończy, pozostawiasz ich w świecie fantazji, a sam wracasz do zwykłej codzienności. Zajmujesz się rzeczami, które musisz zrobić: wychodzisz na zakupy, idziesz do pracy, odwozisz dzieci do szkoły, albo do przedszkola, a po południu drałujesz z nimi na plac zabaw. Czasem wychodzisz gdzieś na miasto aby się odstresować.




Nie mogę uwierzyć, że to przeszłość. Czy wróci? Czy wróci? Boże, spraw, aby wróciło. 
Już nie będę narzekać na to, że każdy dzień jest taki sam, że wszystko kręci się wokół pracy, domu i dzieci, i że nie stać mnie na wczasy zagraniczne z rodziną, że zamiast tego jedziemy na cały dzień nad jezioro, gdzie pływamy, robimy kajakowe wycieczki, gramy w piłkę i stołujemy się w małym barze na tak zwanym zadupiu. Boże, jak było cudownie…. Spraw, by jeszcze wróciło.
Kontempluję ciszę lasu i przestrzeń, która nie ogranicza mojej wolności. Tutaj nie ma drzwi i klamek, które zamykasz za sobą, odcinając się od innych. Niedorzeczność tych czasów – wszystko stanęło na głowie. Kiedyś z dreszczykiem emocji oglądałam filmy science-fiction o świecie zdominowanym przez roboty, a teraz uciekam przed niewidzialnym „wrogiem w koronie” do lasu, który jest tak bardzo zwyczajny, namacalny i jest tutaj od stuleci, niezmienny, tylko trochę malejący z biegiem czasu.  
Jako maniaczka prozy Tolkiena nieraz przychodziłam na tę małą polankę i oczyma wyobraźni śledziłam elfy sunące lekko po usłanych liśćmi drogach, śpiewające rzewne pieśni o nieukojonej tęsknocie, zmierzające do Szarej Przystani, gdzie czekał na nie okręt płynący do Nieśmiertelnych Krain. Wyobrażałam sobie krasnoludy robiące wiele hałasu swoimi toporami, śpiewające rubaszne piosenki oraz strażników Północy uważnie wypatrujących najmniejszych oznak niewidzialnej grozy. Nieraz ze zdumieniem obserwowałam diamentowe blaski kropel rosy na liściach, piękniejsze od najdroższych klejnotów. Czasem przeszedł mnie dreszcz grozy, gdy zdało mi się, że słyszę tętent koni i gdy w oddali rozlegał się złowrogi pisk – wtedy odwracałam szybko głowę ze strachu, że zaraz zza drzew wychynie czarny jeździec.  Las był miejscem surrealistycznym, bo popuszczałam tu wodze swojej wyobraźni by uciec z monotonii normalności. 
Trudno uwierzyć, że to już minęło. Teraz sytuacja odwróciła się diametralnie. Nie szukam tu już niczego innego poza normalnością. Niesamowicie raduje mnie realność każdego drzewa, namacalna obecność ptaków, zwykły chrzęst liści pod stopami…  Teraz wychodzę z więzienia kwarantanny, aby uczestniczyć w seansie wolności, a gdy spacer dobiegnie końca, niechętnie wracam do swojego odosobnienia w domu.




Jestem szczęśliwa, że znowu mogę tu przychodzić. Dwutygodniowy ban na lasy się skończył, dzięki Bogu. Drżę na myśl, że zakaz jednak może jeszcze wrócić. Już pewnie nie ze względu na masowe rekreacje i pikniki organizowane przez ludzi pragnących zapomnieć o przymusie pozostania w domu, ale z powodu postępującej suszy w kraju. Jeśli nie spadnie deszcz, to obszary leśne staną się miejscem potencjalnego pożaru i byle niedopałek papierosa zaprószy ogień. Ba, nawet promień słońca przeświecający przez kroplę rosy sprawi, że wysuszona ściółka zacznie się tlić.  A gdy już się zacznie palić, to będzie płonąć jak pochodnia aż zgorzeje wszystko. Pozostaną tylko zgliszcza i martwe kikuty drzew. 
Boże, nie, nie chcę już jechać na zagraniczne wczasy, nie chcę wygrać miliona złotych w totolotka, nie chcę mnóstwa tych rzeczy, które jeszcze nie dawno wydawały mi się potrzebne. Moje pragnienia się zweryfikowały w obliczu aktualnej sytuacji. Teraz proszę tylko o zdrowie, wolność i deszcz. I jeszcze o miłość, aby nie zmarniała w zamknięciu, i o uśmiech na twarzach tych, których kocham: moich najbliższych i moich przyjaciół. Amen.





Autor:
Cecylia Buczko
Zdjęcie użytkownika Cecylia Buczko.
Cecylia Buczko

wtorek, 21 kwietnia 2020

WHO CREATED THE CORONAVIRUS AND FOR WHAT?

THE MOST FAMOUS FAKE NEWS.





The coronavirus lockdown is a very hot topic now. 

People are scared and afraid of losing their jobs and the world crisis incoming.

All the media got overwhelmed by coronavirus topic, but there are also some fake news among the articles I have read. 

There are few of the most frequently repeated ones which I managed to collect.

Do you believe that some people get it seriously?



1. The main offender

Bill Gates is the real creator of coronavirus. He created it to make the world very weak and then to introduce the vaccination, which  will kill many people because there will be no time for testing it.

2. Nano-chips to control us

The nano-chips will be injected people with the anti-coronavirus vaccination to control every people step, and the program will be conducted by WHO (who is responsible for introducing world pandemic state) and Big Pharma cooperating with Microsoft. This action is to stalk every person and will work well with the social network in the future.

3. The aim of depopulation people

The anti-coronavirus vaccination with nano chips, which is apparently created by Bill Gates, are to stake every vaccinated person, control all the world and also depopulate world countries, of course Africa will be in the first line as the most overpopulated continent.

4. UK uses coronavirus to became the world empire again

Coronavirus is created by UK to get vengeance on China (they took away Hong Kong), USA (they became more important in the world than UK) and European Union because of the humiliation while Brexit). Apparently UK has the efficient antidote as the prime minister Boris Johnson and Prince Charles recovered very quickly and very easily despite their risky age. When all the world is in a deep crisis, UK will get back to be the greatest world empire.

5. The biological American weapon

Coronavirus was design and created in a confidential biological laboratory in US and transmitted to China by US soldiers who went to Wuhan for 2019 Military World Games. So the corovirus is the biological US weapon to get the vengeance on China.

6. The biological Chinese weapon

Coronavirus was design and created in Chinese laboratory to take the control of the whole world, so it is the biological Chinese weapon to conquer other countries, of course US as first.

7. There is no pandemic, we all got manipulated

There is no real pandemic and the world lockdown is to weaken and destabilise Europe, Asia and Russia primarily (I think, most of the theories were created by Russian trolls lol).

8. 5G transmitters - the real reason of coronavirus

Coronavirus is the effect of 5G transmitters - people got sick while beenig near to them. There are so many articles and videos about the danger of 5G network. Even the pastors and priests in Africa went to the streets to talk about that. So the coronavirus is the effect of radiation. We all will die soon then.

9. LGBT took the vengeance

The real creator of coronavirus are homosexual couples and LGBT elites - to get the vengeance on people who are highly intolerant towards them.

10. Belgian sex orgies - the source of the virus spreading

There is even a news in media, that coronavirus was spreading very quickly between people during group sex orgies which were often organized in Belgium, so after outbreak the pandemic the Belgian Ministry of Healthcare issued an absolute decree prohibiting such group sex parties. Poor Belgium, what a defamation.


Source:
https://www.crazynauka.pl/fake-newsy-o-covid-19-jak-rosyjscy-trolle-manipuluja-mediami-i-sieciami-spolecznosciowymi/
https://android.com.pl/artykuly/310575-trendy-dezinformacji-covid-19-szczepionki-gates/
https://demagog.org.pl/analizy_i_raporty/nie-indie-nie-pozwaly-billa-gatesa-z-powodu-szczepien-na-hpv/

Written by:
Cecylia Buczko
Zdjęcie użytkownika Cecylia Buczko.
Cecylia Buczko

niedziela, 19 kwietnia 2020

POWRÓT DO DOMU - OPOWIADANIE O GROZIE WOJNY

Zapraszam do przeczytania opowiadania o tematyce wojennej, które napisałam onegdaj na konkurs literacki.


Powstanie Warszawskie, ul. Marszałkowska. Żródło: Wikipedia.


Niewiele pamiętam z dzieciństwa... Pamięć tamtych lat, które powinny być najradośniejszymi w moim życiu, sprowadza się zaledwie do kilku zdarzeń zawisłych w wielkiej czarnej pustce. Wspominam zatroskany wyraz oczu matki, drżenie rąk gładzących moje włosy i szeptane zapewnienia, że wszystko będzie dobrze.
Beztroska przyszła później, po latach... Wyrywałam życiu to, co ukryło przede mną w latach próżni. Uczyniłam je placem rozrywki, na którym bawiłam się do utraty tchu i świadomości – na przekór zdrowemu rozsądkowi i wbrew ludzkiemu gadaniu. Pragnęłam być znowu dzieckiem, więc zachowywałam się jak dziecko – pozwalałam rozpieszczać się błahostkami i otaczać pajęczyną pożądliwych spojrzeń. Chciałam nasycić się radością pięknych bibelotów, beztroskich snów, wstydliwych pieszczot. Żyłam jak motyl – ulotną chwilą, rozpamiętując każdą radość i wzruszenie.
Pamiętam jak przez mgłę – śmiech, wyciągnięte ku mnie dłonie pragnące utulić, ugłaskać... Ojciec śmiał się, przekomarzając się z małą dziewczynką o wyglądzie cherubinka, która zaspana jeszcze nie dość zwinnie umykała przed zaczepiającymi ją dłońmi, leniwie poddając się czułym uściskom ojcowskich ramion. Radość w oczach, miękkość spojrzenia, czuła bezbronność silnych męskich dłoni... Ojciec – kochany, najbliższy, jedyny. Któregoś dnia podarował mi szmacianą kukiełkę splecioną z gałganków... Miałam ją zawsze przy sobie.... nawet wtedy, gdy wybuchło Powstanie..., gdy umarła mama..., gdy uciekałyśmy z panią Wicią z płonącego miasta....
Któregoś ranka obudziłam się w ciszy i pustce. Pewnie zdało mi się, że śnię nadal, chciałam by tak było – aby zbudzić się jak co dzień z głową wtuloną w ramię ojca. Matka siedziała blada przy oknie, spłakana....
- Gdzie jest tatuś, kiedy wróci? – dopytywałam naiwnie matki, wierząc w to, że jej słowo naprawi wszystko... – Ja chcę do taty!
- Gołąbku mój, tatuś musiał wyjechać... – mama jakoś dziwnie uśmiechnęła się i szybko odwróciła wzrok.
- Pojechał w daleką podróż? czy popłynął statkiem do zaczarowanych krain?
- Taaak, chyba tak... – matka ciężko westchnęła. – Ale wiesz – uśmiechnęła się słabo – wiem, że jest mu tam dobrze, że jest szczęśliwy i myśli tylko o swojej małej królewnie.
Czy tak ze sobą rozmawiałyśmy? Nie pamiętam żadnych słów, jedynie pojedyncze obrazy i epizody. Umieszczam je w pamięci, usiłując dopasować do faktów i uczuć spisanych przez matkę w listach…
Kochana mama. Mam taką fotofrafię: ona i ja – w czarnych sukienkach. Ja – mała dziewczynka z twarzyczką okoloną wianuszkiem jasnych kędziorów, stojąca przy matce, z ręką w jej dłoni… Ona – siedząca na krześle, z głową uniesioną lekko do góry, z bladym uśmiechem na twarzy. Pewnie w tym smutnym układzie warg, znacznie wcześniej, niż by mama chciała, wyczytałam prawdę o tajemniczej podróży ojca... Zrozumiałam, że nie wróci.
Noce były duszne i mroczne. W snach na nowo przeżywałam swoją stratę. Śnił mi się ostry szczęk broni i szamotanina, lufy karabinów wymierzone w rodziców... i ojciec, bezbronny, z podniesionymi rękami, popychany i bity..., wleczony do drzwi... Śniła mi się mama łkająca bezgłośnie z głową wtuloną w koc, wstrząsana konwulsjami płaczu... Taką płaczącą widziałam ją potem nie raz..., choć wstydliwie kryła się ze swoim bólem... Po latach miałam się dowiedzieć, że w tych dziecięcych koszmarach odtwarzała mi się sekunda po sekundzie prawdziwa chwila aresztowania ojca i wywleczenia na śmierć z domu.
Może umysł dziecka podświadomie, w półśnie zakłóconym krzykami żandarmów, zarejestrował moment zabrania ojca... A może zdradziły to ciężkie westchnienia i smutne oczy matki tulącej teraz za dwoje i kochającej za dwoje....
Te sny jedynie pamiętam dobrze. Były zawsze długie i wyczerpujące... budziłam się z płaczem, roztrzęsiona..., a później, w miarę upływu lat, zlana potem i z wypiekami na twarzy... Mama, dopóki żyła, koiła moją rozpacz, przygarniając mnie do siebie czule, gładząc po włosach i szepcząc, że wszystko będzie dobrze... Nie było....
Kilka lat po wojnie wróciłam do odbudowywanej wciąż Warszawy u boku człowieka, którego, jak mi się wydawało, kochałam. Wtedy, gdy już zatarły się w mej świadomości bolesne chwile, gdy zdało się, że zapomniałam..., przyszła depesza... Przyjaciółka mojej matki odsyłała mi listy napisane przez mamę w okresie okupacji i w początkach Powstania. Tam przeczytałam o wszystkim.
Aresztowanie ojca... W rzeczywistości był to tylko moment. Wdarli się do mieszkania nad ranem z bronią gotową do strzału i po chwili opuścili kamienicę prowadząc więźnia, który szedł dumnie i śmiało. Nie było strzałów. Mężczyzna nie stawiał oporu – nie chciał, żeby śpiące pod oknem dziecko zbudziło się i ujrzało tę potworną scenę. Aresztowano go za nielegalne posiadanie radia i przynależność do organizacji.
Nie chciałam czytać. Nie chciałam pamiętać.
Wyciągam pudełko, kładę na kolanach, otwieram…. W środku leżą poukładane równiutko koperty i inne drobiazgi. Otwieram te listy teraz, jeden po drugim, wyciągam pożółkłe kartki papieru, stare fotografie…
Wtenczas, w powojennej Warszawie, o Powstaniu nie mówiło się za wiele… Mało było sytuacji, które budziły pamięć tamtych dni… Zresztą, wygodnie było nie wspominać… Dziś, gdy stoję już na krawędzi życia, bardziej pamiętam moją matkę, niż wtedy.
Wpatruję się w stare zdjęcia wyjęte z listów, przymykam oczy i przeżywam na nowo okruchy zdarzeń, które wygrzebałam ze szpar świadomości.
Pudełko spada na ziemię, rozsypują się kartki papieru. Podnoszę je, a wraz z nimi malutką szmacianą lalkę z piękną szpilką we włosach. Szpilka jest ozdobiona kilkoma błyszczącymi kamykami ułożonymi w kształt kwiatka….
Mama miała piękne, długie włosy... Pozwalała mi się nimi bawić i splatać je w warkocze. Na pewno lubiłam to robić. Wyciągałam po kolei szpilki – podobne do tej – z ciasnego koka i patrzyłam, jak kaskada loków sypie się i opada w dół... Wtulałam się potem w jasne fale spływające z jej ramion i upajałam się ich zapachem.
Pamiętam te szpilki – zakończone małymi błyskotkami migocącymi w słońcu... Lubiłam się nimi bawić. W czterdziestym trzecim roku na gwiazdkę Mama podarowała mi jedną – tę właśnie – najpiękniejszą. upięłam nią włosy mojej lalki, bo moje własne były jeszcze zbyt krótkie. Dziś to – poza listami i kilkoma zdjęciami – jedyna pamiątka po matce. Nadal tkwiła we włosach lalki, gdy ściskając ją pod pachą, uchodziłam z dymiącej stolicy, zapłakana i głodna, ciągnięta za rękę przez panią Wicię.
A potem spadły pierwsze bomby... Pierwsze, jakie pamiętam, bo we wrześniu trzydziestego dziewiątego byłam jeszcze zbyt mała.
Pamiętam swoje przerażenie, gdy bombardowali Starówkę. Rozległy się przeraźliwe gwizdy i powietrze zamarło od huku... Szyby w oknach rozprysły się w mak, odgłosy i zapach palonego miasta wdarł się do wnętrza naszego mieszkania. Gdy nadlatywały samoloty, chowałam głowę pod poduszkę … Zabrałam ją potem do piwnicy, gdzie zamieszkałyśmy z mamą i panią Wicią.
Tu, na Starówce umarła mama.
Któregoś dnia Niemcy pogonili ją przed czołgiem w gromadzie innych kobiet i dzieci. Nie udało się jej uciec. Wieczorem jacyś mężczyźni przynieśli jej ciało i pogrzebali w zbiorowej mogile na podwórku. Chciałam tam pójść i umrzeć przy krzyżyku skleconym z kawałka deski.
Co było potem, trudno poukładać… Wyjście z płonącego miasta, obóz w Pruszkowie, sierociniec… Wiele pustych lat i smutnych dni. Potem kilka przelotnych związków, aż wreszcie małżeństwo z partyjnym działaczem. Kilkadziesiąt lat kłamstwa i niepamięci.
- Babciu, czy twoja mama też miała niebieskie oczy, jak Ty? – młoda kobieta wyrywa mnie z zadumy dotykając lekko mojej dłoni.
Wyciąga z torebki lusterko, przegląda się w nim i niedbałym gestem odgarnia krótkie jasne kosmyki z czoła.
- Izuniu, spójrz na zdjęcie, jesteś do niej podobna – wskazuję portretową fotografię mojej matki..
Muszę odpocząć. Z trudem obracam się na plecy i drzemię… Po chwili znowu otwieram oczy i patrzę na Izę – siedzi przy stole przeglądając listy i zdjęcia. Nie wiem, czy to ranek, czy wieczór… Wnuczka ma na sobie letnią sukienkę w drobne groszki. Podnosi głowę i uśmiecha się do mnie.
Przyjeżdża co tydzień tu, gdzie ostatnich chwil życia dożywają tacy jak ja: starzy, marudni, schorowani… Przychodzi słuchać mojej opowieści snutej w chaotycznych urywkach.
Mój Boże... Mama była w podobnym wieku, gdy ją straciłam. Czy w ten sam sposób układała wargi do uśmiechu? Czy tak samo marszczyła brwi? Może jej głos brzmiał podobnie?
Znowu zamykam oczy. Tak wiele dałabym, aby móc cofnąć się do tamtych lat wojennej grozy i poczuć się znowu małą dziewczynką…, podejść do matki siedzącej na krześle i wtulić się w jej ramiona.
Unosi ręce do góry i i poprawia włosy, mocując szpilką niesforne pasmo, które wypadło z koka. Z całą pewnością wiem, że na mnie czeka. Obraca się w moją stronę, lekko się uśmiecha i wyciąga ręce w geście zachęty.
- Mamo! Mamusiu!
Zrywam się i biegnę do niej, a ona przygarnia mnie do siebie i tuli serdecznie, z miłością. Czuję się szczęśliwa i bezpieczna.
Nareszcie jestem w domu....


Autor:
Cecylia Buczko
Zdjęcie użytkownika Cecylia Buczko.
Cecylia Buczko