Jestem w lesie. Siedzę właśnie na maleńkiej polance, na pniu ściętego drzewa i kontempluję tę ciszę, która gra mi w uszach tysiącem właściwych dla tego miejsca tonów. Myślę sobie, że melodia drzew i melodia fal morskich to dwie najpiękniejsze muzyki świata. Wlewają do duszy spokój, sprawiają że wszystko zwalnia. Trybiki w mojej głowie przestają się kręcić tak szybko…. Pozwalam sobie na chwilę nic-nie-robienia, moment tylko dla siebie. Kontempluję las, chłonę każdy szelest liścia, każde nawoływanie ptaka i tak bardzo się cieszę, że mogę tu być. To ulubiona pora mojego dnia podczas kwarantanny. Spacer leśnymi alejkami, a potem chwila refleksji tutaj, w miejscu gdzie nikt inny nie przychodzi. Modlitwy serca, które tęskni za życiem sprzed dwóch miesięcy, żadnej tam klepanki wyuczonych fraz, ale bezpośredniej rozmowy z Bogiem, wołania duszy, która nie potrafi milczeć. Mam wrażenie, że każde słowo, które wypowiadam w myślach jest zwielokrotniane szumem drzew, powtarzają je ptaki świergocące w oddali i rechocące żaby. Choć tych ostatnich jest już mniej, coraz rzadziej je słyszę.
Przez chwilę nie zastanawiam się nad tym, że za chwilę będę musiała wstać i wrócić do mojego domu z betonu, który ostatnio stał się więzieniem. Odsuwam od siebie gorzką refleksję, że cały świat zwariował i że za to wariactwo przyjdzie nam wszystkim zapłacić. Niechybny wzrost cen, bezrobocia, kryzys ekonomiczny i inne konsekwencje, które na pewno poniesiemy. Te wszystkie informacje, które zalewają teraz media i wwiercają się do mojego umysłu gdy tylko włączę wiadomości czy zaloguję się do portalu społecznościowego. Kasuję je teraz w swoim umyśle, jedną po drugiej. Delete, delete, delete i jeszcze raz delete…..
Chcę mieć czysty umysł. Śpiew ptaków, szum drzew…. Ta cudowna melodia wiatru, która sprawia, że stres znika, potrafiąca ukoić serce zszargane od codziennych, zwykłych trosk. Tylko tutaj życie jest takie samo, jakie było przedtem. Ptaki i zwierzęta nie zmieniły swoich zwyczajów, słońce tak samo cedzi swe promienie przez szeleszczące na wietrze lekko już zazielenione gałęzie drzew. Gdy idę po ściółce zeszłorocznych opadłych liści, szeleszczą pod moimi stopami tak samo, jak zawsze. Zapominam na chwilę, że w świecie betonowych skupisk ludzi panuje teraz kwarantanna. Tutaj jest wiosna. Świat wraca do życia po bezśnieżnej zimie …
Co się stało ze światem? Jak do tego doszło? Nie planowałam tego na rok 2020. Ciągle mam wrażenie, że to wszystko mi się śni tylko…
Świetnie ogląda się thrillery, w których ludzi zamyka się w domach z powodu promieniowania, epidemii, zagrożenia bronią biologiczną. Siedzisz w napięciu i niemal autentycznie przeżywasz traumę razem z bohaterami, których dotyka klęska żywiołowa, choroba, czy inne nieszczęście. Ale gdy film się kończy, pozostawiasz ich w świecie fantazji, a sam wracasz do zwykłej codzienności. Zajmujesz się rzeczami, które musisz zrobić: wychodzisz na zakupy, idziesz do pracy, odwozisz dzieci do szkoły, albo do przedszkola, a po południu drałujesz z nimi na plac zabaw. Czasem wychodzisz gdzieś na miasto aby się odstresować.
Nie mogę uwierzyć, że to przeszłość. Czy wróci? Czy wróci? Boże, spraw, aby wróciło.
Już nie będę narzekać na to, że każdy dzień jest taki sam, że wszystko kręci się wokół pracy, domu i dzieci, i że nie stać mnie na wczasy zagraniczne z rodziną, że zamiast tego jedziemy na cały dzień nad jezioro, gdzie pływamy, robimy kajakowe wycieczki, gramy w piłkę i stołujemy się w małym barze na tak zwanym zadupiu. Boże, jak było cudownie…. Spraw, by jeszcze wróciło.
Kontempluję ciszę lasu i przestrzeń, która nie ogranicza mojej wolności. Tutaj nie ma drzwi i klamek, które zamykasz za sobą, odcinając się od innych. Niedorzeczność tych czasów – wszystko stanęło na głowie. Kiedyś z dreszczykiem emocji oglądałam filmy science-fiction o świecie zdominowanym przez roboty, a teraz uciekam przed niewidzialnym „wrogiem w koronie” do lasu, który jest tak bardzo zwyczajny, namacalny i jest tutaj od stuleci, niezmienny, tylko trochę malejący z biegiem czasu.
Jako maniaczka prozy Tolkiena nieraz przychodziłam na tę małą polankę i oczyma wyobraźni śledziłam elfy sunące lekko po usłanych liśćmi drogach, śpiewające rzewne pieśni o nieukojonej tęsknocie, zmierzające do Szarej Przystani, gdzie czekał na nie okręt płynący do Nieśmiertelnych Krain. Wyobrażałam sobie krasnoludy robiące wiele hałasu swoimi toporami, śpiewające rubaszne piosenki oraz strażników Północy uważnie wypatrujących najmniejszych oznak niewidzialnej grozy. Nieraz ze zdumieniem obserwowałam diamentowe blaski kropel rosy na liściach, piękniejsze od najdroższych klejnotów. Czasem przeszedł mnie dreszcz grozy, gdy zdało mi się, że słyszę tętent koni i gdy w oddali rozlegał się złowrogi pisk – wtedy odwracałam szybko głowę ze strachu, że zaraz zza drzew wychynie czarny jeździec. Las był miejscem surrealistycznym, bo popuszczałam tu wodze swojej wyobraźni by uciec z monotonii normalności.
Trudno uwierzyć, że to już minęło. Teraz sytuacja odwróciła się diametralnie. Nie szukam tu już niczego innego poza normalnością. Niesamowicie raduje mnie realność każdego drzewa, namacalna obecność ptaków, zwykły chrzęst liści pod stopami… Teraz wychodzę z więzienia kwarantanny, aby uczestniczyć w seansie wolności, a gdy spacer dobiegnie końca, niechętnie wracam do swojego odosobnienia w domu.
Jestem szczęśliwa, że znowu mogę tu przychodzić. Dwutygodniowy ban na lasy się skończył, dzięki Bogu. Drżę na myśl, że zakaz jednak może jeszcze wrócić. Już pewnie nie ze względu na masowe rekreacje i pikniki organizowane przez ludzi pragnących zapomnieć o przymusie pozostania w domu, ale z powodu postępującej suszy w kraju. Jeśli nie spadnie deszcz, to obszary leśne staną się miejscem potencjalnego pożaru i byle niedopałek papierosa zaprószy ogień. Ba, nawet promień słońca przeświecający przez kroplę rosy sprawi, że wysuszona ściółka zacznie się tlić. A gdy już się zacznie palić, to będzie płonąć jak pochodnia aż zgorzeje wszystko. Pozostaną tylko zgliszcza i martwe kikuty drzew.
Boże, nie, nie chcę już jechać na zagraniczne wczasy, nie chcę wygrać miliona złotych w totolotka, nie chcę mnóstwa tych rzeczy, które jeszcze nie dawno wydawały mi się potrzebne. Moje pragnienia się zweryfikowały w obliczu aktualnej sytuacji. Teraz proszę tylko o zdrowie, wolność i deszcz. I jeszcze o miłość, aby nie zmarniała w zamknięciu, i o uśmiech na twarzach tych, których kocham: moich najbliższych i moich przyjaciół. Amen.
Autor:
Cecylia Buczko
Cecylia Buczko |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz